2015 nr 4: Performanse piśmienne
Wstęp
Anna Nasiłowska - Pisanie i działanie
O tym, że mówienie a zwłaszcza pisanie powoduje realne skutki i jest w istocie działaniem, wiedzą bardzo dobrze politycy, rzecznicy prasowi i dziennikarze, choć zapewne niewiele ich obchodzi teoria aktów mowy Austina, w której ważne miejsce zajmuje funkcja performatywna języka. Takie czasy! - ktoś skomentuje i przyjdą mu do głowy różne niedawne zdarzenia. Kwestia czasu rysuje się jednak niezbyt jasno. W wydanym niedawno tomie Bez tytułu, gromadzącym wczesne, międzywojenne teksty Jerzego Stempowskiego pierwszy szkic z 1925 roku, a więc napisany 90 lat temu dotyczy manipulacji i korupcji prasy przez bliskie związki z politykami. Mógłby w zasadzie dla dowcipu zostać przedrukowany dziś, nie bez dodatkowych efektów komicznych z powodu lekko archaicznego języka. Wybitny eseista, a wtedy jeszcze młody adept pióra, nieledwie debiutant, stwierdza:
"ministrowie i ich kanceliści są najwdzięczniejszymi czytelnikami dla dziennikarza. Każda najdrobniejsza wzmianka, której normalny czytelnik nie przypisuje żadnej wagi lub przeważnie nawet wcale nie czyta, ma dar budzenia w kancelariach całej gamy najbardziej silnych uczuć gniewu, strachu i rozpaczy. Każdy, kto stykał się z działalnością prasową najwyższych urzędników państw, musiał być zdumiony rozległością aktów i korespondencji dyplomatycznych wywołanych przez notatki petitowe gazet, to jest produkty twórczości dziennikarskiej, które już sekretarzowi redakcji wydaja się mało ważne, a których czytelnicy w zasadzie nie spostrzegają."
Dalej następuje opis mechanizmu wpływania na dziennikarzy i całe pisma czyli po prostu korumpowania ich. Stempowski niewątpliwie nie czytał McLuhana, bo tenże, urodzony w 1911 roku, sam dopiero uczył się pisać i czytać a opisem mechanizmów rządzących cywilizacją druku miał się zająć w przyszłości. Dzisiejszy teoretyk komunikacji niewątpliwie dodałby do tego media elektroniczne, co nie znaczy, że obserwacje Stempowskiego przestały być aktualne.
Pisanie jest performatywne: kształtuje, działa, tworzy fakty, jest głęboko związane z aktami politycznymi i tożsamością. Przykłady permorfatywności u Austina dotyczyły aktów prawnych typu: oświadczam, że... nadaję imię.... poślubiam... uznaję.... Podobny charakter mają akty religijne jak: ja ciebie chrzczę... Jeśli jednak wyjdziemy poza ten stosunkowo prosty zakres i uwzględnimy choćby sferę publiczną czyli działanie aktów komunikacji w dziedzinie polityki i życia społecznego, okaże się, że zakres samego pojęcia rozszerzy się niepomiernie a jego granice staną się nieostre. Funkcja "działania" współwystępuje poza tym z innymi funkcjami, na przykład z emotywną.
Jak ma się to do literatury, która nie działa wprost? Jest ona ze swej natury umowna i wyobrażeniowa a jednak kreuje fakty społeczne. Tu przenosimy się na poziom ogólny rozważań. Powstanie literatur nowożytnych, w tym powstanie literatury polskiej jest mocno związane z postępującą w epoce średniowiecza tendencją do tworzenia państw narodowych, początkowo konkurującą z wizją uniwersalistycznego cesarstwa. W wypadku literatury polskiej proces był o tyle skomplikowany, że przyjęty wraz z religią alfabet łaciński nie pasował do polskiej fonetyki. Pierwsze próby pisania po polsku, choćby w postaci zapisywania nazw miejscowych czy imion własnych przynoszą całą gamę pomysłów, zależnych od skryptorów i kopistów. W późniejszych dyskusjach, gdy już pisanie po polsku zaczęło być świadomie promowane, jako topos retoryczny pojawia się polemika z argumentem, że język polski nie ma ustalonych reguł, wobec tego nie nadaje się na przykład do użytku sakralnego. Stanowisko takie, uznające płynność polszczyzny, wydaje się dziś absurdalne. Reguł jednak nie było, przede wszystkim reguł zapisu i nie wiadomo było, co zrobić z nosówkami a zwłaszcza z bogatym systemem spółgłoskowym, dziś wyrażanym przez sz, cz, ś, ć, ż, ź dz itd. Póki trwała kultura rękopisów bardzo trudno było dokonać kodyfikacji a jeszcze trudniej - doprowadzić do tego, by zaakceptowała ją większość użytkowników. Każdy ośrodek miał własną tradycję, dość ubogą, bo w sprawach naprawdę ważnych używano łaciny. Tu reguły istniały.
Pierwszą próbą kodyfikacji polskiego zapisu był rękopiśmienny traktat Jakuba Parkoszowica zachowany w kopii datowanej na lata 1460-1470. Nieco wcześniej Jan Hus dokonał kodyfikacji zapisu czeskiego, ponieważ jednak Hus stał się zwalczanym innowiercą, dostojny rektor Akademii Krakowskiej musiał iść inną drogą. Żadna z dość fantastycznych propozycji Parkoszowica nie przyjęła się. Zostały zapomniane.
Dopiero upowszechnienie się druku w wieku XVI i powstanie silnego ośrodka wydawniczego w Krakowie wprowadziło reguły i sprawiło, że pisanie po polsku mogło w pewnym zakresie konkurować z łaciną i było promowane dwór Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta. To nie samotny Mikołaj Rej dokonał rewolucji... Prawdziwą rewolucją komunikacyjną była metoda druku wynaleziona przez Guttenberga. Drukarze, zecerzy i korektorzy, z których wielu przybyło do Krakowa z Niemiec, musieli coś wymyślić. Obieg pisma drukowanego był nieporównanie większy niż rękopisu a można było go jeszcze zwiększyć, biorąc pod uwagę także odbiorców, którzy nie byli biegli w łacinie.
Dalekie analogie czasem pozwalają, aby zobaczyć coś wyraźnej. W 1446 roku w Korei król Sejong wprowadził dla języka koreańskiego hangul, prosty alfabet fonetyczny, obejmujący 28 liter. Wcześniej Koreańczycy korzystali ze znaków chińskich, które są ideogramami. Aby je opanować, trzeba wielu lat nauki. Współcześnie podstawowy zestaw obejmuje 3 - 5 tys. ideogramów, w wersji nieco bardziej rozwiniętej, koniecznej do pisania i czytania literatury - 8 tys. Wobec tego dostęp do pisma miała wyłącznie wykształcona klasa wyższa, a funkcję autorytetów sprawowali uczeni chińscy. Możliwość pisania po koreańsku, własny, odrębny system zapisu stworzył i podtrzymywał opozycję położonej na półwyspie Korei wobec kontynentalnych Chin i silniejszej Japonii. Pisanie po koreańsku bywało zakazywane, tępione i karane za czasów dominacji japońskiej a jednak przetrwało, gdyż było wyrazem tożsamości. No i system znaków został dobrze pomyślany: prosty i wygodny. A więc działać i stwarzać fakty w dziedzinie tożsamości zbiorowej może także alfabet.
Używanie łacińskich znaków, związane z chrześcijaństwem zachodnim, odróżnia nas od Słowian wschodnich, choć pojawił się u nas (na nie dłużej niż sto lat) w Małopolsce alfabet głagolicki, którym posługiwali się Chorwaci, a oparty był być może na bardziej archaicznym systemie zapisu. Głagolica jednak była trudna w użyciu i przestała cieszyć się poparciem Kościoła. W październiku 2013 roku widziałam w Warszawie pokaz współczesnej artystki bułgarskiej Antonii Duende. Nauczyła się ona pisma głagolickiego i wykonuje kaligrafie, śpiewając jednocześnie. Każda z liter niosła kiedyś określone znaczenie mistyczne. Aby odtworzyć, czy też reaktywować to pismo artystka musiała sięgnąć po wciąż jeszcze żywą kaligrafię wschodnią: pędzelek, tusz, rodzaj papieru w zwoju. Krój pisma (historycznie było ich kilka) przypominał ręczne pismo hebrajskie. Antonia Duende uważa ten eksperyment za próbę dotknięcia bardzo odległej bułgarskiej przeszłości, głębszej niż ta, którą przechowuje cyrlica.
Pisanie jest działaniem, co dotyczy to wielu planów używania języka i jego zapisu. Performans - to brzmi dumnie i słusznie kojarzy się z akcją artysty.